Po 9 miesiącach ciężkiej pracy nad teczką na egzaminy nadeszła konfrontacja. Z perspektywy czasu już sama nie wiem, czy przygotowania czy trzy dni egzaminów były bardziej wyczerpujące. Wiele faktów i mitów słyszałyśmy na temat egzaminów w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Tak naprawdę nikt nie wie, czego należy się spodziewać. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że ostatni rok był bardzo ciężki, ale również bardzo dużo mi dał. Na pewno nauczyłam się podejmować ryzyko, a przede wszystkim zrozumiałam złote zasady w reportażu oraz to że kontakt obiektywu z ludźmi na odległość jednego metra nie jest straszny. Przełamywanie własnych barier pomogło mi „wejść na wyższy level” w fotografii oraz we własnej psychice. Nie będę się rozwodzić ze szczegółami na temat egzaminów czy konsultacji, bo związanych z tym jest wiele historii. Po konsultacjach z profesorami uczelni, czyli 2-3 miesiące przed egzaminami zdezorientowana układałam w mojej głowie rozsypane puzzle. Warto chodzić na konsultacje, warto pojawiać się na uczelni, ponieważ zapamiętują ludzi. Ja i Wioletta Kulas jak tylko pojawiłyśmy się na uczelni w dniu egzaminu, usłyszałyśmy „Ooo są Tarnowskie Góry!”. Każdy z profesorów ma inne zdanie, zajmuje się inną dziedziną fotografii i reasumując wszystkie wypowiedzi, to z zestawu przywiezionych zdjęć zostaje naprawdę niewiele. Warto również jeździć na konsultacje, ponieważ profesorowie mniej więcej wybierają już swoich faworytów, podpuszczają rozmową i sprawdzają reakcję. Wracając już z drugich konsultacji uznałyśmy z Wiolą, że jest bardzo dobrze, bo nie wyrzucili nas z sali oraz znaleźli się profesorowie, którzy powiedzieli, że będą nas bronić. Czy może być większa motywacja do działania? Pierwszy etap odbył się 8 czerwca. Kandydatów było ok. 120 plus studenci zagraniczni. Siedzieliśmy na korytarzu 9 godzin, aby wejść na 10min i zaprezentować swoje prace jak najlepiej. Te 9 godzin to świetna okazja do tego, aby poznać ciekawych ludzi. Nie czułyśmy stresu, ponieważ wiedziałyśmy, że to nasze pierwsze podejście do egzaminu. Chciałyśmy usłyszeć opinię na temat naszej twórczości od dwudziestoosobowej komisji Szkoły Filmowej w Łodzi (na międzynarodową listę The Hollywood Reporter trafia bez przerwy od trzech lat, czyli jest na liście najlepszych szkół filmowych na świecie). Każdy wyszedł z sali zadowolony i każdy usłyszał słowa „jest bardzo dobrze”. Pod koniec dnia panowało ogólne zmieszanie, bo przecież każdy wiedział, że wybiorą zaledwie 20 osób. My usłyszałyśmy słowa „Tarnowskie Góry dźwignęły poziom”. Zmęczone po całym dniu wracałyśmy do domu w nadziei, że dostaniemy się chociaż do tego drugiego etapu. Chociaż w takim momencie przewija się wiele myśli. Będąc tam zrozumiałyśmy, jak ciężko jest wybrać 20 osób. Widziałyśmy prace prawie wszystkich kandydatów i naprawdę z trudem jest odrzucić kogokolwiek. Za dwa dni miały być wyniki. O godzinie 16 w piątek pojawiła się lista osób zakwalifikowanych do drugiego etapu, a na niej nazwiska: Kot, Klewaniec i Kulas. Nie wiem, czy jestem w stanie opisać tę radość. Dwa tygodnie później ponownie wybierałyśmy się na pociąg w kierunku Łodzi. Noce w akademiku nie pozwoliły na sen dłuższy niż 2 godziny, więc na egzaminach opanowało nas ogólne zmęczenie i zrezygnowanie. Ja miałam egzamin w pierwszym dniu, a Wiola w drugim. W skrócie- egzamin trwał od 9 rano do 19 i składał się z kilku etapów: zadanie specjalne (typowe zadanie na myślenie, bez obróbki 5 wybranych klatek i 31 klatek odrzuconych), obrona zadania specjalnego przed trzydziestoosobową komisją i pozostałymi kandydatami, przegląd teczek bez kandydata, przegląd teczek z kandydatem oraz rozmowa z komisją, czyli analiza danego zdjęcia, recenzja wystawy, wybór 3 najlepszych własnych fotografii z teczki i rozmowa mająca na celu sprawdzenie naszego myślenia. Wiele zabawnych historii i anegdot mamy związanych z egzaminami, ale zrobiłaby się z tego książka, gdybym miała o wszystkim opowiadać. Wiem jedno, że to był najcięższy psychicznie dzień w moim życiu. Cała dwudziestka nawiązała ze sobą kontakt. Na początku dnia usłyszeliśmy, że bycie w dwudziestce, to wyróżnienie i należy czuć się docenionym, bo tak naprawdę każdy jest w tym etapie gotowy na studia. Razem z Wiolą Kulas wywarłyśmy wrażenie reportażem,
ale również z tematem na myślenie nie miałyśmy problemu. Wiem, że rozmowy kwalifikacyjnej i słów komisji nie zapomnę do końca życia. Nie spodziewałam się, że będzie tak wyglądać. Było to niezwykle emocjonujące i wzruszające.
Wracając do domu poczułyśmy ulgę i spełnienie, bo i ja i Wiola jechałyśmy z pełną satysfakcją. Marzyłyśmy tylko o śnie i już nawet nie myślałyśmy o wynikach, które mały być ogłoszone już na drugi dzień. Mam wrażenie, że anegdotę na temat zgubionej teczki zna już każdy. W piątek o godzinie 13 ukazały się wyniki. To po prostu była euforia i nadal w to nie wierzę. Lista dziesięciu nazwisk, a wśród nich nazwisko Klewaniec. Brak mi słów. Wioli zabrakło zaledwie 5 punktów, a profesorowie czekają na nią w przyszłym roku. Dwudziestka to naprawdę duże wyróżnienie.
Ciężko jest doradzić, przygotować się do rozmowy i samej uczelni. Już rozumiemy, dlaczego wokół egzaminów panuje tajemnicza atmosfera. Poznałyśmy wiele nowych wrażeń, zmieniło się nasze myślenie, widzimy fotografie od zupełnie innej strony, a wydarzenia, środowiska, ludzie, kultura są bliżej nas. Nabrałyśmy umiejętności, która na uczelni jest bardzo ceniona- opowiadanie cyklem fotografii. Warto próbować, aby to wszystko poznać. Do egzaminów przygotował nas sam absolwent tej uczelni i nauczyciel fotografii naszej szkoły- Stanisław Tarasek. Spośród grona nauczycieli, którzy nas wspierali Pan Tarasek poświęcił nam wiele zaangażowania, czasu, a przede wszystkim motywował do pracy, aby jak najlepiej nas przygotować. Dzięki niemu fotografia reportażowa stała się główną dziedziną w naszym życiu, a na egzaminach to właśnie ona wywarła duże wrażenie. Warto korzystać z obecności ludzi doświadczonych, którzy są wokół nas. Może zabrzmi to zbyt prosto, ale kluczem do tego wszystkiego jest serce. Warto rozmawiać o fotografii, warto pytać o opinię różnych ludzi, warto doświadczać nowe emocje, warto próbować mimo tego, że czasem nie wychodzi, a wszystko to uczyni cię prawdziwym w tym, co robisz. Dla nas był to wyjątkowy czas. Absolwentki Wioletta Kulas i Julia Klewaniec
Tekst: Julia Klewaniec
zdjęcia Julii Klewaniec
Julia Klewaniec
zdjęcia Wioletty Kulas